Szpital nabrał wody, więc zarzuca balast

Ostrowski szpital odbił się od dna. Jego sytuacja jest nadal bardzo trudna, ale wielkie szukanie oszczędności zaczyna przynosić pierwsze efekty.

Na koniec grudnia zadłużenie placówki wynosiło 13,6 mln zł. Połowę tej kwoty stanowiły zaległości wobec urzędu skarbowego i ZUS. Istniało zagrożenie, że obie te instytucje zajmą szpitalne konto i dojdzie do bankructwa. Na koniec lipca dług zmniejszył się do 9,6 mln zł. W tym czasie ,,skarbówka’’ została spłacona całkowicie, a ZUS częścio-wo. Minimalnie wzrosło natomiast zadłużenie z tytułu dostaw sprzętu medycznego.

– Tym chcemy zająć się w roku 2012, kiedy mamy nadzieję będziemy mieli lepszy kontrakt – zapowiada dyrektor szpitala Dariusz Bierła.
Niemal wszystkie oddziały uzyskały porównywalnie za pierwsze półrocze lepszy wynik niż rok temu. Nie odbyło się to bezboleśnie, bo w tym czasie zlikwidowano 50 etatów. Redukcja objęła wszystkie grupy zawodowe od salowych po lekarzy.

Negatywnym rekordzistą wciąż pozostaje oddział ginekologiczno-położniczy, który w ubiegłym roku wygenerował 2,1 mln zł straty. Tymczasem za pierwsze sześć miesięcy „zarobił na minusie’’ już 1,3 mln zł. Wśród oddziałów, które zdecydowanie poprawiły wyniki są m.in. wewnętrzny, neurologiczny i chirurgiczny.

Szpital zamierza walczyć o odzyskanie kwoty nadwykonań za zabiegi ratujące życie. Tylko za pierwsze 7 miesięcy wynoszą one blisko 3 mln zł. Niestety, szanse odzyskania pieniędzy za 2010 rok są bliskie zeru. Według dyrekcji powodem jest m.in. brak należytej staranności w klasyfikowaniu wykonywanych wówczas zabiegów. W 2010 r. przeprowadzono łącznie nadwykonań za 7 mln zł. Z tej kwoty zaledwie ok. 19 proc. NFZ uznać może za zabiegi ratujące życie, a których zapłacenia można się domagać na drodze sądowej, choć i ta jest niepewna.