– W sumie pobyt w Warszawie trwał aż 3 miesiące, ale po półtoramiesięcznej rozłące z synkiem byłam bardzo przybita. Tym bardziej że gdy już go w końcu zobaczyłam, nie poznał mnie – mówi Kinga Mucha. – To było straszne i bardzo bolało. Po kilkunastu minutach podszedł jednak do mnie i poczułam ulgę.
W programie, zwłaszcza w jego ostatniej fazie, było jej bardzo ciężko. Ale nie poddała się nawet po złamaniu żebra na treningu.
– Wszyscy odradzali mi występ, nawet producenci mówili, że mam odpuścić. Mieli rację, bo ryzyko, że mi się stanie coś poważnego było dość duże. Żebro mogło przebić płuca. Wyszłam na własną odpowiedzialność na parkiet i ostatecznie udało się zostać w programie – dodaje.
Cierpiała, była otępiała po lekach, ale nie chciała zawieść partnera, bliskich, a przede wszystkim samej siebie.
Z innymi uczestnikami „You can dance” 25-letnia ostro-wianka utrzymuje do tej pory kontakt. Często rozmawia z Mateuszem Sobecko i Igorem Leonikiem.
Do najpopularniejszego polskiego show tanecznego Kinga Mucha dostała się po telefonie od przedstawicieli telewizji, którzy wiedzieli na co ją stać, bo mieli jej dane po wcześniejszym castingu.
Prawdziwa przygoda rozpoczęła się dopiero po otrzymaniu z rąk jury biletu do Santa Cruz .
– Tam mieliśmy zajęcia z Brianem van der Kustem, trenerem salsy. To były moje najgorsze chwile w programie. Brian jest miłym człowiekiem, ale na wizji zamieniał się w ,,zwierzę”, rzucał wyzwiskami i wulgaryzmami – przypomina sobie 25-latka.
Ostrowianka preferuje nowsze style hip-hopu. Wszystko, co prezentuje, opiera się na bounsie, uwielbia też mieszać style, lubi underground i oldschoolowe kroki, często eksperymentuje z ruchami. Na Teneryfie uczyła się m.in. jazzu i to właśnie on sprawił jej sporo kłopotów. Podczas jednego z pokazów zapomniała kolejność kroków, ale tańczyła dalej, podczas gdy dwóch innych uczestników stanęło w miejscu.
– Wówczas zostałam pochwalona za to, że walczyłam do końca. To chyba była ta motywacja, która pozwoliła mi zostać tak długo w programie – dodaje.
Trudne chwile spędziła też później, gdy odpadła po raz pierwszy z programu. Martyna Andrzejczak w wyniku poważnej kontuzji szyi musiała zrezygnować z udziału w show.
– Gdy odpadłam, chciałam już wrócić do domu. Nie widziałam synka od dawna, poza tym bardzo było mi szkoda Martynki. To było straszne, miałam wtedy trzydniową depresję, płakałam przez cały czas. Byłam rozdarta, nie wiedziałam, czy zostać w programie, czy wracać do domu – wspomina.
Bardzo w tamtych chwilach pomógł jej partner i tata Alanka, Adam. Gdy trwały castingi, nie byli razem, ale gdy podczas nagrań Adam zajmował się synem, mieli ze sobą częsty kontakt.
– Można powiedzieć, że program nas połączył – mówi.
Teraz mają plany, aby wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Jest tam więcej możliwości dla osób, które zajmują się tańcem. Adam jest również tancerzem i chcą się dalej uczyć się od najlepszych, a dzięki „You can dance” Kinga Mucha otrzymałaby wizę artystyczną.
W Polsce ostrowianka znana jest z udziału w produkcji TVN, z kolei w rodzinnym mieście można spotkać ją na co dzień w szkole tańca
Lilla House
, gdzie przekazuje swoją wiedzę młodym miłośnikom tańca. Wiele dziewcząt przychodzi na zajęcia, aby ćwiczyć pod okiem Kingi, ale niestety bywa tak, że chęć do nauki kończy się po zrobieniu sobie z nią zdjęć.
– Gdy werbowaliśmy trenerów, Kinga była poza konkursem, bo uczestniczyła w castingach do „YCD”, ale wiedzieliśmy, że jest świetna i czekaliśmy na nią – mówi Joanna Pawlak, dyrektorka Szkoły Tańca Lilla House w Ostrowie. – Uczyła wcześniej w klubie fitness, który mieścił się w tym samym budynku.
Ostrow.naszemiasto.pl Dołącz do naszej społeczności na Facebooku!
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?