Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wacław Szczepaniak - stulatek młody duchem

Marek Weiss
Wacław Szczepaniak najpierw zdmuchnął świeczki na torcie, a potem wzniósł z gośćmi toast lampką szampana
Wacław Szczepaniak najpierw zdmuchnął świeczki na torcie, a potem wzniósł z gośćmi toast lampką szampana Marek Weiss
Ostrowianin Wacław Szczepaniak nie miał łatwego życia, ale nie przeszkodziło mu to w osiągnięciu podeszłego wieku w rewelacyjnej kondycji. Kilka dni temu świętował swoje setne urodziny.

Codziennie rano sam gotuje sobie zupę mleczną i wynosi śmieci. Potem ogląda telewizję i czyta gazety. Chętnie rozmawia o swoim długim życiu. Jego pogoda ducha sprawia, że nawet swoje wojenne losy potrafi przywoływać z humorem. Właśnie skończył 100 lat!

Porucznik Wacław Szczepaniak urodził się w podostrowskim Świeligowie, jako jedno z dziewięciorga rodzeństwa. Bracia i siostry pochodziły z dwóch małżeństw, gdyż po przedwczesnej śmierci pierwszej żony ojciec ożenił się po raz drugi. Stracił go już w wieku 10 lat. Ukończywszy szkołę powszechną w Lamkach pomagał w gospodarstwie i kształcił się na murarza. W 1930 roku naprawiał wieżę ostrowskiej fary, kiedy to do pomocy wziął go starszy czeladnik Leon Szczepanek. Dużo od niego się nauczył. Tak mu się spodobał ten fach, że sam został budowlańcem.

Znalazł zatrudnienie w majątku Lipskich w Lewkowie, dokąd codziennie dojeżdżał rowerem po kilkanaście kilometrów w jedną stronę. Do dziś dokładnie pamięta jakie prace wykonywał, a nawet... jak ubrana była dziedziczka.

W 1939 roku przydzielony został do ostrowskiego 60. Pułku Piechoty i przeszedł z nim cały szlak bojowy. Pierwszego dnia został wyznaczony do pełnienia służby przy ulicy Kaliskiej, gdzie miał zatrzymywać furmanki.

– Stałem tam aż do północy. W końcu zrobiłem się głodny, więc wstąpiłem do pobliskiego sklepu kolonialnego, gdzie jednak zaproponowali mi tylko sznapsa lub piwo. Wybrałem piwo – wspomina pan Wacław.

Gdy cała 25. Kaliska Dywizja Piechoty wycofała się w rejon Turku, doszło do pierwszego poważnego starcia. Polskie oddziały przeciwstawiły Niemcom silną artylerię, dzięki czemu uniknęły okrążenia. Pan Wacław zabezpieczał wtedy obserwatora, który śledził ruchy Niemców. Leżał w kartoflisku, podczas gdy nad nimi latały setki pocisków z obu stron.

– W niemieckich oddziałach walczyli młodzi Czesi, zachęceni przez Niemców do odzyskania Zaolzia. Nasz oficer jednak tak sprawnie kierował ogniem, że wystrzelaliśmy wszystkich. Tego dnia na kolację była kasza. Po trudach walki smakowała jak nigdy. Takiej nie jadłem do dzisiaj – opowiada kombatant.
Kilkakrotnie podczas kampanii wrześniowej czuwała nad nim opatrzność. Najdobitniej o tym przekonał się podczas przebijania się z Puszczy Kampinoskiej w kierunku Warszawy. Musiano grupkami pokonywać otwarty teren pod nieprzyjacielskim ogniem. W połowie drogi nagle zobaczył kobietę niosącą wodę i wołającą go. Chcąc ugasić pragnienie ruszył w jej kierunku, ale po chwili obejrzał się za siebie i zobaczył, że jego towarzysze poszli dalej. Sekundę później zniknęli mu z oczu, bo spadł na nich pocisk. Kobiety też nie było. Został sam na otwartej przestrzeni, ale udało mu się jako jedynemu z grupy szczęśliwie pokonać ten najtrudniejszy odcinek i w końcu dotrzeć do stolicy. Do dziś zastanawia się, czy tamtą kobietę widział naprawdę.

Po kapitulacji Warszawy z innymi jeńcami szedł pieszo prawie 100 km. Po drodze spano gdzie popadło. Ludzie byli wyczerpani długim marszem, brakiem jedzenia.
– Na jednym z postojów znalazłem pustą szopę dla koni i położyłem się tam na sianie. Spałem jak kamień, a gdy się obudziłem zobaczyłem nad sobą gwiazdy. Myślałem, że to ciągle sen, ale okazało się, że w trakcie mojego snu żołnierze rozebrali szopę, aby rozpalić ognisko i ugotować sobie coś do jedzenia – wspomina z uśmiechem pan Wacław.

Resztę drogi ze stolicy do domu pokonał pociągiem. W czasie okupacji znalazł zatrudnienie w firmie budowlanej w Krotoszynie. Po wyzwoleniu założył rodzinę i osiedlił się w Ostrowie.

Żona spodobała mu się, bo, jak tłumaczy, ładnie się ubierała i miała modne uczesanie z przedziałkiem na środku. Była od niego młodsza o 10 lat, ale przeżył ją już prawie o 20. Dochował się trojga dzieci, trzech wnuczek oraz trojga prawnucząt. Przez długie lata mieszkał przy ulicy Kaliskiej, potem przeniósł się do córki. 20 września skończył 100 lat. Jest zapewne najstarszym mieszkającym w naszym regionie uczestnikiem kampanii wrześniowej.

– Tata lubi dużo opowiadać. Nawet, gdy wspomina wojnę, wydaje się jakby opowiadał o jakichś zabawnych zdarzeniach, choć przecież wiele razy ryzykował życiem. Ma niebywałą pamięć. Potrafi podać ulice i numery zbombardowanych budynków i miejsc stacjonowania żołnierzy, nie mówiąc już o imionach i nazwiskach dowódców czy kolegów z frontu – mówi córka Barbara.

Pomimo sędziwego wieku pan Wacław jest sprawny i samodzielny. Nie stosuje żadnej diety. Co więcej, uwielbia ,,konkretne’’ jedzenie – kiełbasę śląską, kapustę i bigos. Każdy dzień rozpoczyna jednak od ugotowania sobie zupy mlecznej. Nikogo do tej ważnej czynności nie dopuszcza. Regularnie chodzi do kościoła i na spacery po mieście. Doskonale orientuje się w komunikacji miejskiej. Jego rodzeństwo też należało do długowiecznych, ale nikomu nie udało się dożyć setki.

W sobotę, 24 września w ostrowskim kościele Miłosierdzia Bożego odprawiono specjalną mszę w intencji jubilata. Potem odbyło się przyjęcie rodzinne na 40 osób. Okazja do świętowania była podwójna, bo 28 września przypadały imieniny seniora rodu. Wszyscy uczestnicy tej niecodziennej uroczystości po cichu marzyli o tym, aby samemu dożyć tak wspaniałego wieku w tak znakomitej kondycji.

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na ostrow.naszemiasto.pl Nasze Miasto